wtorek, 16 grudnia 2014

Na co mi nowy telefon!

Normalnie wszystko było po staremu, całkiem przeciętny aparat (model Ampe) kupiony za grosze na jarmarku w Chinach, może ciut za duży... Działał jak należy, czyli dzwonił, robił całkiem, całkiem zdjęcia, a i na You Tubie też można było posiedzieć...

To dlaczego do cholery nagle okazało się, że JA koniecznie, niezbędnie  i nieodwołalnie potrzebuję nowego telefonu? Że żyć już dalej nie mogę, ani normalnie funkcjonować bez nowego?

Kto tak twierdzi? Mój facet, rzecz jasna... No i pojawiły się nowe trendy w mojej torebce...

A ja, cóż ja? Szczęśliwa nie jestem, co za wybredne, niezadowolone babsko, pomyślicie - typowa żona - odezwie się niejeden. Niewdzięczne to takie i marudne.

A ja na to: NICZEGO MI NIE BRAKOWAŁO! Lubię się przywiązywać do moich rzeczy, nawet jeśli nie są cool, trendy, czy jak to wy mówicie. Czuję się bezpiecznie, komfortowo, kiedy rozpoznaję rzeczy wokół siebie. Dają mi poczucie trwania, choć to tylko przedmioty. Może to tak, jak z przywiązaniem do ludzi, na których możesz polegać i są na wyciągnięcie ręki. Są -  bezwiednie, tkwią w Twojej podświadomości. Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego tak lubicie swoje łóżko, stary ciepły koc, swoje może nie najnowsze kapcie, lub bibeloty zagracające od wieków Wasze mieszkanie?  Trzymacie jeszcze w szufladzie stare listy, bilety do kina "niepierwszej młodości"?

Może to jedyne świadectwo naszego sprzeciwu dla zaganianego świata, dla presji, by być modnym, na topie, by iść z duchem czasu itd.? Czego się boimy? Że zostaniemy w tyle za innymi? Że przegramy "wyścig szczurów"? Że stracimy na wartości w oczach innych, bo nie mamy najnowszego modelu telefonu, czy nasz telewizor nie jest jeszcze 3D?
Powtórzę: Na co mi nowy telefon!